Geoblog.pl    kostka    Podróże    Autostopem do Maroka - 2008    okropny dzień z happy endem
Zwiń mapę
2008
30
lip

okropny dzień z happy endem

 
Hiszpania
Hiszpania, Murcia
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 4947 km
 
Dla każdego autostopowicza to katastrofa. Ogromne miasto, które okalają wpierw obwodnice śródmiejskie, a potem autostradowe. Byłam załamana. Szłyśmy w ogromnej spiekocie, z ciężkimi plecakami na plecach poboczem autostrady. Jest to coś czego nienawidzę. Do tego nie miałam pojęcia jak daleka droga nas jeszcze czeka. Moje załamanie wylewałam w smsach do Polski. Zastanawiałam się wtedy jak drogo może kosztować jakieś połączenie pociągiem.. Nie wiem jak długo tak szłyśmy. Co najmniej kilka godzin. Na wszelkich rozwidleniach trzeba było czekać na mniejszy ruch i przeskakiwać na właściwą dla nas drogę.
W międzyczasie utworzył się ogromny korek. Auta nawet nie tyle, że wolno jechały – one stały. Jednak pomimo naszego „zatrzymywania” ich, ludzie bądź byli zdziwieni, bądź się śmiali, bądź nam odmachiwali. W takich chwilach nie znoszę podróżowania autostopem. Zatrzymał nas też policjant i upomniał, że nie możemy tam być. Nie potraktowałam go poważnie.
Znalazłyśmy miejsce, gdzie każdy kto chciał mógł swobodnie zjechać i zatrzymać się. Niemniej efekt był ten sam. Pomimo korka nikt nie wyrażał chęci zabrania nas. Po raz kolejny zatrzymał się radiowóz i policjanci upomnieli nas. Pytałam więc jak daleko stąd do stacji benzynowej – jakiejkolwiek. Gdy odpowiedzieli, że jeszcze jakieś 20 kilometrów to zrobiło mi się słabo. Rozmawiali ze sobą (z tego co rozumiałam, to chyba o tym czy by nas tam nie podwieźć), jednak werdykt ostateczny był taki, że zostawili nas tam mówiąc, że możemy próbować około 10 minut. Za 10 minut powinni tędy wracać i lepiej, żeby nas tam nie było… Wizja mandatu była jeszcze gorsza :(
Nie bardzo wierzyłam w możliwość złapania kogoś w ciągu 10 minut skoro nikt nie zatrzymał się w przeciągu kilku ostatnich godzin… Jednak. Los czasem płata figle i po najgorszym przychodzi czasem coś bardzo dobrego :)
W tym krótkim czasie z korka wysunął się, a następnie zjechał na nasze wspaniałe „postojowe” miejsce ogromny TIR (ktoś chce to i da radę). Tablice miał hiszpańskie, toteż pierwsze słowa jakie wypowiedziałam, gdy otworzyłam drzwiczki były po hiszpańsku i brzmiały coś w stylu: „dziękuję, wsiadamy gdziekolwiek Pan jedzie, bo i tak musimy stąd znikać”. Facet się uśmiechnął i zadał mi dziwne pytanie: „pollacos?”. Odpowiedziałam „si”, i nie zastanawiając się zaczęłyśmy się pakować.
Ruszyliśmy i od razu zaczęłam dziękować, kaleczyłam hiszpański próbując opisać ostatnie godziny. Facet siedział cicho. Nagle wrzucił płytę, i zaczęły lecieć polskie piosenki, rzut oka na gazetę, która leżała – polska! „Pan jest Polakiem??” :) Okazało się, że tak. I taką też miał pewność co do nas, gdy się zatrzymywał. Potem zbiłam go z tropu tym moim bełkotem :)
Byłam w tym momencie przeszczęśliwa. Bo nie dość, że bardzo miły kierowca Polak, to jechał w naszą stronę – i to aż do Barcelony. Właśnie zaczął trasę – będzie jechał w nocy, w Barcelonie powinniśmy być o świcie. Zaraz też wykonał telefon i … jeśli okażemy dość cierpliwości i przeczekamy kilka godzin w miejscu gdzie nas wysadzi, to odbierze nas jego kolega i będziemy mieć transport aż do Lyonu we Francji…. Tego było aż za dużo po dołku w jakim byłyśmy. To był cud. Pomimo ogromnego zmęczenia siedziałam i rozmawiałam aż do późnych godzin z p. Krzysztofem. W tle leciała Budka Suflera, która sprzyja nocnym Polaków rozmowom… Padłam dopiero nad ranem. A Polska i tak przybliżała się :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
kostka
Konstancja Pawlik-Szałata
zwiedziła 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 60 wpisów60 3 komentarze3 461 zdjęć461 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
25.05.2007 - 12.11.2007
 
 
08.07.2008 - 02.08.2008
 
 
11.08.2008 - 16.08.2008