Geoblog.pl    kostka    Podróże    Autostopem do Maroka - 2008    z Rissani do Boumalne du Dades ->czyli lądujemy w Tinerhir
Zwiń mapę
2008
17
lip

z Rissani do Boumalne du Dades ->czyli lądujemy w Tinerhir

 
Maroko
Maroko, Tinerhir
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3287 km
 
W Rissani byłyśmy po jakichś 2ch godzinkach. I prosto z busa trafiłyśmy w paszczę lwa… Dałyśmy się namówić na wejście do sklepu.. Eh, trzeba przyznać, że w tamtejszych sklepach można znaleźć naprawdę wiele przepięknych rzeczy. Rękodzieła, ceramiki, wyroby ze skór… A Marokańczycy to urodzeni, utalentowani handlarze… Umieją złamać nawet najbardziej zatwardziałych.. Tym razem dałam się namówić na koraliki i wisiorek. A w innym sklepie na tradycyjny tuareski nóż..
Inna sprawa, że akurat tego dnia odbywał się w Rissani targ. Niesamowity widok - ludzie na osiołkach jeżdżący albo wożący na nich coś, zaraz obok jakaś kafejka internetowa, samochody... Taki miks wszystkiego.
Tam spotkałyśmy innego marokańskiego chłopca – Hassana. W zasadzie sam się do nas „przypałętał”. Ostatecznie jednak bardzo nam pomógł, bo zaprowadził nas na busa dla miejscowych (dużo tańsze niż nam proponowano wcześniej – dla turystów) do Erfoud, skąd to miał być autobus do Boumalne du Dades . To była też niesamowita jazda. Najpierw bus nie mógł ruszyć, więc kilkoro ochotników ruszyło, by go naprawiać. Potem, gdy w końcu ruszył, ścisk był taki, że w pewnym momencie otworzyły się tylne drzwiczki, które były ledwie domknięte.. Zadrżałam z obawy, bo Hassan – nasz młody kolega – właśnie tam był. Na szczęście nic mu się nie stało.
W Erfud miałyśmy jakąś godzinę na przesiadkę. W tym czasie zaczepili nas dwaj chłopacy – jak się okazało fani Ebiego Smolarka :) Zagadł nas również chłopak, który chciał byśmy razem wynajęli grand taxi. (Niestety, chwilę wcześniej Hassan kupił nam bilety. )Niemniej chłopak nie zrażał się i zaprosił nas na herbatę. I tak poznałyśmy Zaida :)
W autobusie siadł za nami i tak razem podróżowaliśmy. Podróż była koszmarna – upał, ogromny tłok, autobus zatrzymywał się w każdej wsi, przy każdym domu, a na dachu było wszystko, łącznie z ptactwem domowym… Jak to nazwał Zaid: „chicken bus”…
Okazało się, że Zaid wraca również z Merzougi i jedzie do Zagory na wesele swojego kuzyna. Tej nocy zamierzał jednak zatrzymać się w Tinerhir. Trochę popytałyśmy o to wesele – a Zaid zapraszał nas na nie. Miałyśmy opory. Wesele miało być tradycyjne – trzydniowe. Burzyło nam to trochę plany… Ostatecznie jednak ciekawość zwyciężyła. Razem z Zaidem wysiadłyśmy w Tinerhir (a nie w Boumalne du Dades dokąd to miałyśmy bilety)… :)
Samo miasteczko Tinerhirbyło również ciekawe. Malowniczo położone. Blisko było stąd do wąwozu Todra. „Wymusiłyśmy” na Zaidzie, by jutro – przed dalszą podróżą – najpierw tam zawitać.
Okazuje się również, że podróżowanie z Miejscowym ma więcej korzyści. W hotelu zapłaciłyśmy połowę dotychczasowej opłaty za nocleg – i to bez żadnego targowania się. Wieczorem przyszło jeszcze kilkoro innych znajomych naszego nowego kolegi. Wieczór spędziliśmy na tarasie – próbując tłumaczyć sobie różnorakie kawały i zagadki językowe. Chyba te próby tłumaczenia same w sobie już były świetną zabawą :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
kostka
Konstancja Pawlik-Szałata
zwiedziła 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 60 wpisów60 3 komentarze3 461 zdjęć461 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
25.05.2007 - 12.11.2007
 
 
08.07.2008 - 02.08.2008
 
 
11.08.2008 - 16.08.2008