Wczesnym rankiem docieramy do Granady. Stamtąd idzie już bardzo szybko. Hiszpanie chętnie się zatrzymują. Czasem ciężko dogadać się po angielsku... Niemniej, jak już w końcu coś zrozumiem po hiszpańsku, to są ogromnie szczęśliwi. Zostajemy obdarowane przez słomiane kapelusze od uroczej pary, którzy to maja córkę w moim wieku i też w podobny sposób podróżuje po świecie. Tyle udało mi się zrozumieć,haha.
Ostatecznie zostajemy podwiezione pod sam port :) Kupujemy bilet i już chwilę później jesteśmy na promie. Sama podróż i zaczyna się później i trwa dłużej niż nas zapewniano w kasie.. Ale co tam. Na promie większość pieszych pasażerów to Marokańczycy.