Tego dnia wjeżdżamy już do Hiszpanii. Mijamy Barcelonę, wysiadamy na parkingu w pobliżu Catsellon.Jest popołudnie. Żegnamy się z kierowcą i zaczynamy się rozglądać za następnym transportem. Widzę kilku kierowców, którzy siedzą w cieniu. Podchodzę, zaczynam pytać się gdzie jadą (najpierw po hiszpańsku, za chwilę po ang), widzę, że się śmieją. Po chwili słyszę po polsku: " Nie męcz się. Pewnie jesteś z Polski??"
To pierwsi Polacy po drodze (o dziwo). Jadą w naszą stronę, ale dopiero po północy. I chcą nas wziąć. Jako, że nie znajdujemy żadnego kierowcy, który ruszałby teraz, decydujemy się poczekać. Robię sobie pranie. Chłopaki - kierowcy traktują nas jak gości w swoim domu. Wszak to prawdziwi górale :) Kolację oni przygotowują, rozwieszają mi żyłki między tirami - by pranie wyschło :) Za jakiś czas widzimy chłopaka - autostopowicza, który najwyraźniej szuka stopa. Chodzi od Tira do Tira i się pyta. Kierowcy żartują - pewnie Anglik - idzie pod prąd. Chwilę później podchodzi do nas i też zaczyna po angielsku. A my po Polsku: " Tak, Ciebie też zabierzemy. Pewnie jesteś z Polski?? " Śmiech :)
Klimaty robią się coraz bardziej marokańskie. Cały parking jest pełen Marokańczyków. Wszyscy tłumnie jadą do domu. I bardzo łatwo rozpoznać ich samochody. Pełne, na dachach opatulone wszelakimi rzeczami. Z kilkoma nawiązujemy rozmowę. Jeden jest śmieszny. Rozkłada materac dla dzieci obok nas, pyta się czy jest tu bezpiecznie (jest noc, parking pełen Marokańczyków właśnie plus my, wszyscy kładą się spać pod gołym niebem na dużej trawce). Odpowiadamy, że raczej tak. My i tak nie będziemy spać - ruszamy po północy, będziemy patrzeć. Ok, rozkłada więc materac, kładzie się obok dzieci. Nie wytrzymuje jednak długo. Po 10 minutach wstaje, gdzieś biega, później rozmawia z nami ("jedziecie do Maroka?Super! Co chcecie? Chcecie wielbłąda? Dam wam-mam trzy! Nie chcecie. Chcecie wycieczkę? Oprowadzę was? itd... wyraźnie ironizuje, naśladując swoich rodaków..), w końcu wyciąga piłeczkę i rakietę, idzie grać w tenisa.. Ma ADHD stwierdzamy ;) Wyjeżdżając w nocy z zaspanego parkingu musimy uważać, by go nie rozjechać - biega po drodze za piłeczką. Po czym gorąco nam macha na pożegnanie.
Wszyscy razem ruszamy (bez Marokańczyka) - aż do Granady.